- Tasia! - usłyszałam krzyk za plecami, który wyrwał mój umysł z zamyślenia. Otworzyłam oczy. - Dlaczego nie mówiłaś, że przyjeżdżasz? - Zza obory wyszedł barczysty brunet około czterdziestki.
- Cześć wujku. Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale rodzice wysłali mnie tu w sprawie Feliksa. -kłamałam jak z nut.
- Naprawdę? Przecież ty jeszcze nie skończyłaś szkolenia.
- Ja mam się tylko zorientować w sytuacji. Rodzice nie mogą zostawić dziewczynek samych w domu. - powiedziałam, a wujek przyjrzał mi się badawczo.
- No dobrze. Wejdź do domu, a ja zrobię herbatę i pogadamy. - westchnął i powolnym krokiem udał się w stronę drzwi.
***
Dom wujka był ogromny, mimo iż z zewnątrz nie wydawał się największy. Znajdowało się tu pięć sypialni, olbrzymi salon oraz trzy łazienki. Kuchnia także nie była najmniejsza. Drogie brązowe meble, lodówka, kuchenka, kilka naczyń w zlewie - zwykłe mieszkanie, lecz to tylko pozory. Wisząca na ścianie strzelba nie była tylko ozdobą, noże leżące na blacie nie służyły jedynie do krojenia chleba. Wszystko w tym domu miało jakąś funkcje, a najczęściej były to przedmioty łowieckie, którymi umiał się posługiwać każdy dobrze wyszkolony łowca. Zapewne gdzieś w tym domu ukryte było przejście do zbrojowni. Najczęściej znajdowały się one w łatwo dostępnych miejscach, aby w razie niebezpieczeństwa nie było się tam trudno dostać. Usiadłam przy wielkim, drewnianym stole, a wujek zalawszy herbatę, przyłączył się do mnie.
- Musisz wiedzieć, że to co się ostatnio wydarzyło było spowodowane tylko przez moją głupotę. - powiedział, a jego potężny głos zadrżał. - Wtedy... Podczas tej nocy, kiedy chcieliśmy zabić tego wampira... - Wujek nie umiał stworzyć sensownego zdania. - Ja wtedy kazałem mu iść zrobić zwiad... Ja naprawdę myślałem, że jest tylko jeden... Ale było ich więcej... - Mężczyzna schował twarz w dłoniach. - Ja naprawdę nie chciałem.
- Ale co się dokładnie wydarzyło? - chciałam wiedzieć. Oczy mnie piekły. Czułam, że zaraz się rozpłacze.
- Porwali go.
- Czyli jest szansa...
- Tasiu... - przerwał mi. - Gdy wampiry porywają łowcę...
- Nie... - wyszeptałam. Wiedziałam jak kończy się to zdanie. Chciałam wierzyć, że to jakiś cholerny sen, z którego zaraz się wybudzę. Do moich oczu napłynęły łzy. Mój brat nie mógł zostać przemieniony w wampira. To było niemożliwe. Mój kochany starszy braciszek... Jego niebieskie paczydła już nigdy miały nie być niebieskie... Oliwkowa cera, miała się stać biała jak śnieg... Idealnie równe zęby miały się wzbogacić o długie kły... Nie, to nie mogła być prawda. Żeby uwierzyć musiałam to zobaczyć na własne oczy.
- Niestety to prawda - powiedział wujek.
- Ale, czy widziałeś przemianę? - zapytałam z nadzieją.
- Nie, ale...
- Czyli jest nadzieja? - zapytałam z entuzjazmem.
- Tasiu... Rodzice nie wiedzą, że tu jesteś prawda? - Jego szare, smutne oczy wpatrywały się we mnie. Pokręciłam głową.
- Powiesz im?
- Nie. Po tym na co naraziłem twojego brata jestem ci to winien. - Popatrzyłam się na niego z wdzięcznością. - Ale mam jedną prośbę... Nie rób głupstw.
***
Wujek zaproponował mi nocleg. Położyłam się na łóżku w jednym z przytulnych pokoi gościnnych. Ściany pomieszczenia przyozdobione były w kwiatową tapetę. Nieopodal mahoniowej szafy wisiał stary zegar, a nad dwuosobowym łóżkiem znajdowało się okno. Nie mogłam uporządkować myśli. Od czego zacząć? Co zrobię jeśli on naprawdę jest wampirem? Gdzie mam szukać? Na ile wystarczy mi pieniędzy? Nie znałam odpowiedzi na żadne z tych pytań. Nienawidziłam wampirów. Nie rozumiałam jak dla kilku kropel krwi można dopuścić się tak strasznej niemoralności. Kto stworzył zło? Po co to zrobił? Czy patrzenie na nasze problemy sprawia mu frajdę? Miałam wrażenie, że tak... W tym jednym momencie zaczęłam obwiniać Boga, rodziców i wszystkich ludzi dookoła. Miałam ochotę przeklinać, choć bardzo rzadko to robiłam i nie lubiłam gdy ktoś to robił. Chciałam zdemolować cały pokój. Zaczęłam rzucać się po łóżku i walić pięściami pościel. Krzyczałam w poduszkę, a po moich policzkach spływały łzy. Świat nie mógł być taki okropny. Musiała zajść jakaś przeklęta pomyłka. Powoli zaczęłam się uspokajać. Popatrzyłam się na swoje drżące ręce. Jeśli nie znajdę brata, nic już nie będzie takie jak kiedyś. Schowałam twarz w dłoniach. Kochałam go i nic nie mogło tego zmienić. Kochałam go mimo wszystkich naszych sprzeczek. Mimo jego wad. Jak można nie kochać własnego brata? Moje powieki powoli stawały się coraz cięższe. Obraz Feliksa nie opuszczał mnie nawet na chwilę. Jednak to nie był mój braciszek. Przed oczami miałam krwiożerczą bestię o czerwonych oczach. Gdzieś tam w głębi czułam, że nie wszystko będzie takie jak kiedyś. Po tym, co się wydarzyło nie mogło być. Zamknęłam oczy i oddałam się sennej rzeczywistości.
***
Rankiem zbudził mnie dźwięk samochodowego silnika. Przetarłam oczy i przeciągnęłam się. Spojrzałam na zegar. Wskazówki wskazywały siódmą czterdzieści cztery i dziesięć sekund. Ziewnęłam. Nie chciałam jeszcze wstawać. Ta noc była jedną z najcięższych jakie przeżyłam. Mimo własnej woli podniosłam się z łóżka i wyjrzałam przez okno. Przed domem stało czarne audi- samochód moich rodziców. Teraz to do mnie dotarło. Wujek mnie okłamał. Powiedział, że nic im nie powie, ale jak usnęłam zadzwonił do nich. A to parszywy zdrajca. Na korytarzu usłyszałam kroki. Szybko położyłam się na łóżku i zaczęłam udawać, że śpię. Ktoś otworzył drzwi do pokoju.
- Dziękuję ci, że nas powiadomiłeś. Nie wiem, co byśmy bez ciebie zrobili. - odezwał się kobiecy głos, należący do mojej mamy.
- Więc mówiłeś, że ten wampir nazywa się Nicholas Pierre. - powiedział tata.
- Tak. Jest przywódcą francuskich wampirów. - Głosy cichły wraz z krokami rodziców. Zerwałam się z łóżka i szybko przebrałam pidżamę na niebieski top oraz czarne leginsy. Wyskoczyłam przez okno z pierwszego piętra. Pobiegłam w stronę przystanku autobusowego. Nie mogłam w to uwierzyć. Jak mogłam być taka głupia?! Przecież to było jasne, że on im wszystko powie... Postanowiłam być ostrożniejsza. Ta wizyta miała jednak jakieś plusy. Nazwisko Nicholas Pierre wirowało po mojej głowie niczym nieokiełznana burza. Już wiedziałam, gdzie się udać. Paryż. W ostatniej chwili wskoczyłam do autobusu i kupiłam bilet. Do Krakowa nie jechało wiele osób. Były to głównie staruszki, albo mężczyźni w średnim wieku. Usiadłam na jednym z wolnych miejsc i myślałam nad nowym planem. Musiałam wyrobić fałszywy dowód. Będę miała większe pole manewru jeśli wszyscy będą myśleć, że jestem pełnoletnia. Rodzice pewnie za niedługo zaczną mnie szukać. Zgłoszą to do wszystkich jednostek łowieckich. Muszę zmienić nazwisko. Całe szczęście, że umiem biegle francuski. Dobrym pomysłem byłoby udawanie włoszki. Mam włoskie korzenie, więc nie byłoby to trudne. Najważniejsze to nie dać się rozpoznać. Nie potrafiłam skupić się na jednej rzeczy. W mojej głowie powoli układał się plan. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Może przesadzam, ale czułam, że tylko ja mogę pomóc Feliksowi.
-------------------------------------------------------------------------
Ahh, no więc skończyłam. Przepraszam, że tak długo , ale tymczasowy brak weny i dużo spraw na głowie. Nauczyciele nas w ogóle nie oszczędzają. Mam nadzieje, że teraz będzie choć trochę lepiej i nowe rozdziały będą pojawiać się częściej.
Pozdrawiam
~Królewna Śnieżka~