sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 1

   Wujek mieszkał w pobliżu Krakowa. Była to mała wieś, której nazwy nigdy nie mogę zapamiętać. Wokół jego drewnianego domu rozciągał się ogromny las, a słońce chowało się za horyzontem, zmieniając kolor nieba na pomarańczowy. Wszystko to było przysłonięte jakby tajemniczą poświatą, która nadawała temu miejscu odrobiny romantyzmu. Koło domu stała stara, drewniana, obrośnięta chwastami obora, w której niegdyś trzymano zwierzęta. Podeszłam do płotu i otworzywszy furtkę, weszłam na posesje. Koło nóg przebiegł mi rudy kot, zapewne nowy nabytek mojego wujka. Cicho i powoli podeszłam do wielkich drzwi zrobionych prawdopodobnie z jesionu i złapałam za klamkę. Niestety były one zamknięte na klucz. Oddaliłam się od domu i usiadłam na niewielkim pieńku. Zaczęłam obmyślać nowy plan. Zawiał lekki wiaterek, który leciutko rozwiał moje brązowe loki. Zamknęłam oczy. Kiedyś babcia powiedziała mi, że wzrok psuje świat, lecz zrozumiałam te słowa dopiero gdy umarła. Wszystko co słyszymy, czy czujemy jest potężniejsze gdy zamkniemy oczy. Ćwierkanie ptaków nie jest wtedy ich śpiewem, tylko muzyką natury grającą dzięki jakiemuś aniołowi.
- Tasia! - usłyszałam krzyk za plecami, który wyrwał mój umysł z zamyślenia. Otworzyłam oczy. - Dlaczego nie mówiłaś, że przyjeżdżasz? - Zza obory wyszedł barczysty brunet około czterdziestki.
- Cześć wujku. Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale rodzice wysłali mnie tu w sprawie Feliksa. -kłamałam jak z nut.
- Naprawdę? Przecież ty jeszcze nie skończyłaś szkolenia.
- Ja mam się tylko zorientować w sytuacji. Rodzice nie mogą zostawić dziewczynek samych w domu. - powiedziałam, a wujek przyjrzał mi się badawczo.
- No dobrze. Wejdź do domu, a ja zrobię herbatę i pogadamy. - westchnął i powolnym krokiem udał się w stronę drzwi.
***
   Dom wujka był ogromny, mimo iż z zewnątrz nie wydawał się największy. Znajdowało się tu pięć sypialni, olbrzymi salon oraz trzy łazienki. Kuchnia także nie była najmniejsza. Drogie brązowe meble, lodówka, kuchenka, kilka naczyń w zlewie - zwykłe mieszkanie, lecz to tylko pozory. Wisząca na ścianie strzelba nie była tylko ozdobą, noże leżące na blacie nie służyły jedynie do krojenia chleba. Wszystko w tym domu miało jakąś funkcje, a najczęściej były to przedmioty łowieckie, którymi umiał się posługiwać każdy dobrze wyszkolony łowca. Zapewne gdzieś w tym domu ukryte było przejście do zbrojowni. Najczęściej znajdowały się one w łatwo dostępnych miejscach, aby w razie niebezpieczeństwa nie było się tam trudno dostać. Usiadłam przy wielkim, drewnianym stole, a wujek zalawszy herbatę, przyłączył się do mnie.
- Musisz wiedzieć, że to co się ostatnio wydarzyło było spowodowane tylko przez moją głupotę. - powiedział, a jego potężny głos zadrżał. - Wtedy... Podczas tej nocy, kiedy chcieliśmy zabić tego wampira... - Wujek nie umiał stworzyć sensownego zdania. - Ja wtedy kazałem mu iść zrobić zwiad... Ja naprawdę myślałem, że jest tylko jeden... Ale było ich więcej... - Mężczyzna schował twarz w dłoniach. - Ja naprawdę nie chciałem.
- Ale co się dokładnie wydarzyło? - chciałam wiedzieć. Oczy mnie piekły. Czułam, że zaraz się rozpłacze.
- Porwali go. 
- Czyli jest szansa...
- Tasiu... - przerwał mi. - Gdy wampiry porywają łowcę...
- Nie... - wyszeptałam. Wiedziałam jak kończy się to zdanie. Chciałam wierzyć, że to jakiś cholerny sen, z którego zaraz się wybudzę. Do moich oczu napłynęły łzy. Mój brat nie mógł zostać przemieniony w wampira. To było niemożliwe. Mój kochany starszy braciszek... Jego niebieskie paczydła już nigdy miały nie być niebieskie... Oliwkowa cera, miała się stać biała jak śnieg... Idealnie równe zęby miały się wzbogacić o długie kły... Nie, to nie mogła być prawda. Żeby uwierzyć musiałam to zobaczyć na własne oczy.
- Niestety to prawda - powiedział wujek.
- Ale, czy widziałeś przemianę? - zapytałam z nadzieją.
- Nie, ale...
- Czyli jest nadzieja? - zapytałam z entuzjazmem.
- Tasiu... Rodzice nie wiedzą, że tu jesteś prawda? - Jego szare, smutne oczy wpatrywały się we mnie. Pokręciłam głową.
- Powiesz im?
- Nie. Po tym na co naraziłem twojego brata jestem ci to winien. - Popatrzyłam się na niego z wdzięcznością. - Ale mam jedną prośbę... Nie rób głupstw.
***
   Wujek zaproponował mi nocleg. Położyłam się na łóżku w jednym z przytulnych pokoi gościnnych. Ściany pomieszczenia przyozdobione były w kwiatową tapetę. Nieopodal mahoniowej szafy wisiał stary zegar, a nad dwuosobowym łóżkiem znajdowało się okno. Nie mogłam uporządkować myśli. Od czego zacząć? Co zrobię jeśli on naprawdę jest wampirem? Gdzie mam szukać? Na ile wystarczy mi pieniędzy? Nie znałam odpowiedzi na żadne z tych pytań. Nienawidziłam wampirów. Nie rozumiałam jak dla kilku kropel krwi można dopuścić się tak strasznej niemoralności. Kto stworzył zło? Po co to zrobił? Czy patrzenie na nasze problemy sprawia mu frajdę? Miałam wrażenie, że tak... W tym jednym momencie zaczęłam obwiniać Boga, rodziców i wszystkich ludzi dookoła. Miałam ochotę przeklinać, choć bardzo rzadko to robiłam i nie lubiłam gdy ktoś to robił. Chciałam zdemolować cały pokój. Zaczęłam rzucać się po łóżku i walić pięściami pościel. Krzyczałam w poduszkę, a po moich policzkach spływały łzy. Świat nie mógł być taki okropny. Musiała zajść jakaś przeklęta pomyłka. Powoli zaczęłam się uspokajać. Popatrzyłam się na swoje drżące ręce. Jeśli nie znajdę brata, nic już nie będzie takie jak kiedyś. Schowałam twarz w dłoniach. Kochałam go i nic nie mogło tego zmienić. Kochałam go mimo wszystkich naszych sprzeczek. Mimo jego wad. Jak można nie kochać własnego brata? Moje powieki powoli stawały się coraz cięższe. Obraz Feliksa nie opuszczał mnie nawet na chwilę. Jednak to nie był mój braciszek. Przed oczami miałam krwiożerczą bestię o czerwonych oczach. Gdzieś tam w głębi czułam, że nie wszystko będzie takie jak kiedyś. Po tym, co się wydarzyło nie mogło być. Zamknęłam oczy i oddałam się sennej rzeczywistości.
***
Rankiem zbudził mnie dźwięk samochodowego silnika. Przetarłam oczy i przeciągnęłam się. Spojrzałam na zegar. Wskazówki wskazywały siódmą czterdzieści cztery i dziesięć sekund. Ziewnęłam. Nie chciałam jeszcze wstawać. Ta noc była jedną z najcięższych jakie przeżyłam. Mimo własnej woli podniosłam się z łóżka i wyjrzałam przez okno. Przed domem stało czarne audi- samochód moich rodziców. Teraz to do mnie dotarło. Wujek mnie okłamał. Powiedział, że nic im nie powie, ale jak usnęłam zadzwonił do nich. A to parszywy zdrajca. Na korytarzu usłyszałam kroki. Szybko położyłam się na łóżku i zaczęłam udawać, że śpię. Ktoś otworzył drzwi do pokoju.
- Dziękuję ci, że nas powiadomiłeś. Nie wiem, co byśmy bez ciebie zrobili. - odezwał się kobiecy głos, należący do mojej mamy.
- Więc mówiłeś, że ten wampir nazywa się Nicholas Pierre. - powiedział tata.
- Tak. Jest przywódcą francuskich wampirów. - Głosy cichły wraz z krokami rodziców. Zerwałam się z łóżka i szybko przebrałam pidżamę na niebieski top oraz czarne leginsy. Wyskoczyłam przez okno z pierwszego piętra. Pobiegłam w stronę przystanku autobusowego. Nie mogłam w to uwierzyć. Jak mogłam być taka głupia?! Przecież to było jasne, że on im wszystko powie... Postanowiłam być ostrożniejsza. Ta wizyta miała jednak jakieś plusy. Nazwisko Nicholas Pierre wirowało po mojej głowie niczym nieokiełznana burza. Już wiedziałam, gdzie się udać. Paryż. W ostatniej chwili wskoczyłam do autobusu i kupiłam bilet. Do Krakowa nie jechało wiele osób. Były to głównie staruszki, albo mężczyźni w średnim wieku. Usiadłam na jednym z wolnych miejsc i myślałam nad nowym planem. Musiałam wyrobić fałszywy dowód. Będę miała większe pole manewru jeśli wszyscy będą myśleć, że jestem pełnoletnia. Rodzice pewnie za niedługo zaczną mnie szukać. Zgłoszą to do wszystkich jednostek łowieckich. Muszę zmienić nazwisko. Całe szczęście, że umiem biegle francuski. Dobrym pomysłem byłoby udawanie włoszki. Mam włoskie korzenie, więc nie byłoby to trudne. Najważniejsze to nie dać się rozpoznać. Nie potrafiłam skupić się na jednej rzeczy. W mojej głowie powoli układał się plan. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Może przesadzam, ale czułam, że tylko ja mogę pomóc Feliksowi.
 
-------------------------------------------------------------------------
 
Ahh, no więc skończyłam. Przepraszam, że tak długo , ale tymczasowy brak weny i dużo spraw na głowie. Nauczyciele nas w ogóle nie oszczędzają. Mam nadzieje, że teraz będzie choć trochę lepiej i nowe rozdziały będą pojawiać się częściej.
 
Pozdrawiam
~Królewna Śnieżka~

środa, 17 września 2014

Prolog

   Otworzyłam oczy. Z sennej rzeczywistości wyrwał mnie budzik. Czas na trening. Wstałam z łóżka, otworzyłam szafę i ubrałam czarny top oraz leginsy w tym samym kolorze. Swoje brązowe, kręcone włosy związałam w luźny warkocz. Wyszłam na korytarz. Zapukałam do pokoju brata i otworzyłam drzwi. Na podłodze leżała sterta brudnych ubrań. Na brzozowym biurku porozrzucane były szpargały, a łóżko niepościelone. Pomieszczenie przypominało bardziej śmietnik, niż sypialnie. Postanowiłam zwrócić mu na to uwagę przy najbliższej okazji. W moim pokoju wszystko miało swoje miejsce. Na białym biurku stała lampka i laptop, podłogę ozdabiał zielony dywan, a okna niebieskie zasłony. Natomiast łóżko było zawsze pościelone. Kurze ścierałam co tydzień. Jestem, byłam i zawsze będę perfekcjonistką.
    Gdy zobaczyłam, że brata nie ma w pokoju, postanowiłam udać się na trening. Poszłam w stronę salonu, później przez kuchnię i po schodkach w spiżarni do sali treningowej. Urządzona ona została w sposób bardzo minimalistyczny. Na podłodze było porozkładanych parę sztang, a przy ścianach stały bieżnie. Ściany miały kolor biały, a podłoga była wykonana z drewna.
- Trzy minuty i dwadzieścia pięć sekund spóźnienia - usłyszałam głos ojca, gdy tylko weszłam do sali treningowej. Popatrzył się na mnie surowym spojrzeniem. Zawsze miał taki wzrok, gdy się spóźniałam. Wiedziałam, że chce on dla mnie jak najlepiej.
-Przepraszam - wyjąkałam. Jestem nastolatką. Chciałabym spędzać więcej czasu z przyjaciółmi, ale nie mogę. Mój terminarz jest bardzo napięty. Jako szkoląca się łowczyni wampirów muszę na pierwszym miejscu stawiać treningi, a dopiero później przyjemności. Niestety tak wygląda życie łowcy i muszę się z tym pogodzić. Nie posiadamy urlopów i zawsze musimy być w gotowości. Czujność to nasza główna cecha.
- Anastazjo Liliano Gal, w naszym zawodzie nie ma czegoś takiego jak spóźnienie. Musisz trenować. To jest twój priorytet. - Po raz kolejny popatrzył się na mnie swoim gniewnym wzrokiem. Jego oczy miały piwny kolor. Był to dobrze zbudowany mężczyzna z lekkim zarostem i łagodnymi rysami twarzy.
- Wiem, ale... - urwałam w połowie zdania. Mój zawód był niebezpieczny - w tym jednym zgadzałam się z moim ojcem. 
- Za karę dzisiejszy trening będzie dziś o godzinę dłuższy.
- Oj, młoda i po co było się spóźniać? - Zapomniałam, że w sali jest także mój o rok starszy brat - Feliks. Jego niebieskie, podkrążone ze zmęczenia oczy wpatrywały się we mnie kpiąco. Miał łagodne rysy twarzy i ciemnobrązowe włosy w idealnym porządku. Mimo wszystko go lubiłam. Czasami żartowaliśmy między sobą i oglądaliśmy filmy. Jednak często bywają między nami różne spięcia. Najczęściej są one o pilot do telewizora, bądź inne mało ważne błahostki.
- Zamknij się - syknęłam, tak żeby tata nie usłyszał, ale było to niemożliwe. Łowcy mają bowiem bardzo dobry słuch wzrok, szczególnie w nocy, kiedy na dworze grasują wampiry.
- Chyba źle się wyraziłem... Oboje zostajecie godzinę dłużej - wypowiedział te słowa tonem chłodnym jak lód. 
- Dlaczego?! Karzesz mnie za jej spóźnienie?! - Feliks najwyraźniej nie wyglądał na zadowolonego. Jego twarz o łagodnych jak u ojca rysach przyjęła gniewnego wyrazu, a w jego niebieskich oczach tlił się żal do ojca. Trochę mi go było szkoda. Miał oberwać za moje spóźnienie. To nie było fair.
- Myślisz, że nie widziałem jak wczoraj wymknąłeś się z domu? - Jeden kącik ust tatka uniósł się lekko, a moje wyrzuty sumienia znikły. Wiedziałam, że Feliks dość często wymyka się z domu na różne imprezy. Między innymi dlatego na treningach jest taki niewyspany. Powód jego nocnych ucieczek jest bardzo prosty- dziewczyna, o której rodzice nie wiedzą. Dalej mają nadzieję, że mój brat pokocha szkaradę jaką jest córka przyjaciela mojego ojca. Także łowczyni, z dobrego domu, niewysoka blondynka, o zielonych oczach i twarzy niczym potwór.
-  Ale tato... Była impreza... Wszyscy moi znajomi...
- Usprawiedliwiać się będziesz po treningu. A teraz oboje sto pompek. 
- Tato, a czy dziewczyny nie powinny dostać jakiejś taryfy ulgowej? - zapytałam.
- Na polu walki nie ma taryf ulgowych. Liczą się tylko wasze umiejętności i siła. - powiedział i zaczął odliczać. do stu.
***
   Zmęczona po pięciogodzinnym treningu wzięłam prysznic i poszłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i zaczęłam patrzeć w sufit. Myślałam o przyszłości, szkole, zastanawiałam się, co teraz robią moje koleżanki. Były dziś na zakupach, ale z powodu treningu nie mogłam pójść z nimi. Czasami chciałabym zapomnieć, że mam zobowiązanie wobec ludzkości i uciec. Niestety, gdy tylko o tym myślałam widziałam rozczarowanego ojca i płaczącą mamę. Zaczęły dręczyć mnie wyrzuty sumienia, że w ogóle o czymś takim pomyślałam. Myślałam o szkole i zbliżających się egzaminach. Z polskim i historią sobie poradzę, gorzej z matematyką. Byłaby ona o wiele prostsza gdyby nauczycielka- p. Korotek, nie wyglądała jak otyły manat i umiała uczyć. Mówiąc "otyły manat" miałam na myśli otyłego manata. Ubierała one spódnice do kostek i przylegające do ciała bluzki, co nie wyglądało zbyt dobrze. Miała dwa podbródki i wiele fałd na brzuchu. Nie wiem, ile tak leżałam, ale na pewno bardzo długo. Byłam zbyt zmęczona, aby spojrzeć na zegarek. 
- Tasiu! - Z letargu wyrwała mnie mama, która właśnie przekroczyła próg mojego zielono-niebieskiego pokoju. Moja rodzicielka była dzisiaj ubrana bardzo elegancko. Szafirowa sukienka idealnie pasowała do jej niebieskich oczu, a krótkie, jasne, blond włosy były spięty w ciasny kok.
- Wychodzimy z tatą do opery, czy mogłabyś zaopiekować się młodszymi siostrami? - zapytała.
- Dlaczego ja, a nie Feliks? - Byłam zbyt zmęczona, aby teraz wstać z łóżka. Często pomagałam mamie w opiece nad siostrami, ale w chwili obecnej na to siły. Mięśnie mnie bolały bardziej niż zawsze. Jutro pewnie będę mieć zakwasy.
- Felek wyjechał na tydzień do wujka Marka. W lesie jest młody wampir, który jeszcze nie pił krwi. Jest to idealna okazja, aby twój brat się czegoś nauczył. - Młode wampiry były łatwe do wytropienia. Nie wiedziały jeszcze jak działa ich system pokarmowy, więc były one słabe. Dręczył je głód, ale nie wiedziały jak temu zapobiec.
- Czyli on mógł pojechać, a ja nie?! - Zrobiło mi się smutno. Po raz kolejny poczułam, że kochają oni bardziej mojego brata niż mnie. Około tydzień temu spytałam się rodziców, czy mogłabym pomóc w złapaniu tego młodego wampira, ale się nie zgodzili.
- Twój Feliks ma siedemnaście lat, za pół roku skończy szkolenie. Ty jesteś jeszcze na to za młoda. - powiedziała tonem stanowczym. - Jeśli teraz zaopiekujesz się siostrami, to pogadam z tatą i odpuści ci jutrzejszy trening.
- Naprawdę? Zrobiłabyś to dla mnie? I mogłabym wtedy nocować u Laury? - W moim głosie kłębiła się nadzieja. Z powodu szkolenia na łowce wampirów większość wieczorów miałam zajętych treningami. Byłabym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, gdybym przynajmniej raz mogła poczuć się jak normalna nastolatka. W głowie już planowałam jutrzejszy dzień. Rano zakupy, po południu spacer, a później jakieś pidżama party.
- Zrobię to, jeśli popilnujesz sióstr dzisiejszego wieczoru.
- Dziękuję mamuś. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. - Podbiegłam do niej, zawiesiłam się na jej szyi i pocałowałam w policzek. Moja mama zawsze wiedziała, czego potrzebuje.
- Już dosyć tych słodkości. - powiedziała. -  Róża i Lena mają iść spać o dwudziestej. Pamiętaj o zrobieniu im kolacji i wieczorynce o dziewiętnastej.
- A na co idziecie?- zapytałam. Interesowałam się operą. Moja ulubiona to "Carmen". Główną postacią jest cyganka, która popycha żołnierza do dezercji. Jest przemytniczką. Śpiewa i tańczy w oberży, aż wreszcie zostaje ona zasztyletowana przez byłego kochanka.
-Ymmm... "Wesele Figara". - Według mnie jest to jedna z najwybitniejszych oper.
***
   Co jakiś czas chichotając między sobą, dziewczynki kończyły jeść kolacje. Były takie podobne. Obie miały ciemne, blond włosy i głębokie, niebieskie oczy. Sama chciałabym mieć siostrę bliźniaczkę. Te dwie istoty niesamowicie się ze sobą dogadywały.
- Pora iść spać - przypomniałam im.
- Jeszcze chwilkę - prosiły.
- Mama kazała wam iść spać o dwudziestej. Do łóżek. - Chciałam, aby mój ton głosu wydawał się stanowczy. Chyba podziałało, bo dziewczynki pobiegły do swojego pokoju. Ja natomiast skakałam po programach w telewizorze. Nagle usłyszałam trzask. Szkoląc się na łowcę, jestem wyczulona na takie dźwięki. I znowu. Powoli podeszłam do drzwi prowadzących na taras. Otworzyłam je. Przeszłam kilka kroków i coś zwaliło mnie z nóg. Szybko się podniosłam i stanęłam w bojowej pozycji. W ciemności ujrzałam mężczyznę o ostrych rysach twarzy, krótkich włosach i dobrze zbudowanej sylwetce. Miał na sobie białą koszulę i dżinsy. Szedł w moją stronę. Zaatakowałam. Mój prawy sierpowy uderzył w jego twarz. Mężczyzna zachwiał się, ale szybko odzyskał równowagę. Pobiegł w moją stronę, wymierzając cios. Zrobiłam szybki unik i powaliłam go kopniakiem.
- Brawo!- odezwał się głos za moimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam twarze rodziców. Mężczyzna, z którym walczyłam podniósł się powoli
- Nie rozumiem. - Byłam zdezorientowana i zmieszana. Ta sytuacja była, co najmniej dziwna.
- To był twój egzamin, który zdałaś śpiewająco - powiedział tata. Poczułam złość na ojca. Walczyłam tu o swoje życie, bałam się o siebie i dziewczynki, a on mi mówi, że to jakiś głupi test!
- Oj, nie złość się na nas Tasiu. To było konieczne. W nagrodę jutrzejszy dzień należy w całości do ciebie - powiedziała mama.
- Mogliście mnie uprzedzić - odezwałam się surowym tonem.
- Nie mogliśmy. Takie są wymagania. Wybacz. - Coś się wydarzyło. Widziałam to na twarzy mojego ojca. Popatrzyłam się na twarz mamy. Teraz dopiero ujrzałam łzy w ich oczach.
- Zimno mi - powiedziałam i weszłam do domu. Moi rodzice zostali na zewnątrz. Udałam, że idę do pokoju, ale tak naprawdę stanęłam koło drzwi prowadzących na taras i zaczęłam podsłuchiwać ich rozmowę. Zachowywałam się cichutko, niczym myszka. Wiedziałam, że robię źle i powinnam dać im trochę prywatności, ale musiałam wiedzieć, co się wydarzyło.
- Wszystko będzie dobrze Milu. Nasz syn się odnajdzie, rozumiesz? - pocieszał mamę, tata.
- Nie możesz być tego pewien.- Po twarzy mojej mamy, spływały łzy.
- Jestem pewien. Musisz mi zaufać, odnajdzie się. - Po tych słowach pobiegłam do swojego pokoju i zaczęłam płakać w poduszkę. Mój brat zaginął. Mimo, ze tego nie okazywałam, kochałam go. Miałam wyrzuty sumienia, że byłam dla niego taka niemiła dzisiejszego ranka. Przypominałam sobie te wszystkie miłe chwile z nim spędzone. Rozpacz zżerała moje serce. Rzuciłam poduszką w lampkę nocną, która natychmiast się rozbiła. Mama chyba usłyszała dźwięk tłukącego się szkła, bo nie minęło dziesięć sekund, a była w moim pokoju. Podeszła i przytuliła mnie.
- Słyszałaś? - zapytała. Pokiwałam głową, a mama pocałowała mnie w czoło. - Wszystko będzie dobrze - zapewniała mnie.
   ***
   Gdy tylko mama wyszła z pokoju, ponownie zaczęłam płakać w poduszkę. Smutek rozdzierał moje serce. Zastanawiałam się, dlaczego Bóg mi to uczynił. Nie mogłam uwierzyć w zaginięcie mojego brata, ale niestety była to prawda. Bałam się, że Feliks może już nie żyć, ale postanowiłam go odnaleźć. Z wielkiej, białej szafy, stojącej dwa metry od biurka wyjęłam walizkę. Zaczęłam się pakować. Włożyłam broń i oszczędności. Co prawda odkładałam na nowego laptopa, ale mój brat był ważniejszy. Znajdę go, choćbym miała zawrzeć pakt z diabłem. Muszę go znaleźć, on by zrobił dla mnie to samo.  
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
To mój pierwszy rozdział, mam nadzieję, że się wam spodoba. Jeśli widzicie jakiekolwiek błędy, lub coś wam się nie podoba, to piszcie w komentarzach. Mam nadzieję, że nie wydaje się wam za krótki. Następne postaram się robić dłuższe.
  Pozdrawiam
~Królewna Śnieżka~



Obserwatorzy